Wyjście do galerii handlowej może skończyć się zaskakująco – dowodzi Ewa Pokorska-Ożóg, miejska konserwator zabytków, w kolejnym felietonie z serii Architektura w roli głównej.
"Tak, to moja historia! Wypatrując rzeczy, które musiałam kupić, zatrzymałam się przy wystawie dzieł prezentowanych w holu CH Forum. Były to prace nagrodzone w Ogólnopolskim Konkursie Plastycznym Przemiany organizowanym przez nasze gliwickie Warsztaty Terapii Zajęciowej TĘCZA w ramach jubileuszowego, 30. cyklu imprezy.
Konkurs był przeznaczony dla twórców indywidualnych, a także uczniów szkół specjalnych, uczestników warsztatów terapii zajęciowej, mieszkańców domów pomocy społecznej oraz innych placówek zrzeszających osoby nie w pełni sprawne. Niektóre z wystawianych obrazów, rysunków i grafik prezentowały się tak świetnie, świeżo i odkrywczo jak dzieła profesjonalnych mistrzów! Zwłaszcza jedna grafika była, według mnie, znakomita: dzieło Adama Alwina przedstawiające miasto (fotografia u góry). Autor w syntetyczny, prosty i przemyślany sposób uwiecznił nasze miejskie środowisko. I to był ten jeden, jedyny obraz, który na mnie czekał.
Jeszcze raz potwierdza się teza, że artystą trzeba się urodzić
Nauka w artystycznych szkołach i uczelniach na pewno pomaga udoskonalić warsztat i sprawia, że student stanie się ostatecznie sprawnym rzemieślnikiem – ale czy będzie mistrzem? Tę prawdę odsłania chociażby Amadeusz Miloa Formana z 1984 roku, w którym obserwujemy udrękę zdolnego nadwornego kompozytora cesarza Józefa II Habsburga, Antonio Salieriego. Salieri to twórca sprawny i płodny, lecz daleko mu do artysty genialnego. Nie jest Mozartem, z którym z ukrycia konkuruje, a dla którego tworzenie wspaniałej muzyki jest tak naturalne jak oddychanie.
"Choroba nie tworzy talentu, ale może go wyzwolić, spotęgować siły twórcze, nadać piętno niepowtarzalnej oryginalności"
Pisząc te słowa, prof. psychiatrii Antoni Kępiński bronił "odmiennych" artystów przed stygmatyzowaniem ich twórczości chorobą, a tym samym przed umniejszaniem ich artystycznych osiągnięć. To spotkało ze strony części krytyków Edmunda Monsiela (1897–1962), zaszufladkowanego jako "cierpiący na schizofrenię".
Pierwsze jego rysunki zobaczyłam jako dziecko, w tygodniku Przekrój. Zaintrygowały mnie, ponieważ były tak inne od znanych mi dzieł rozmaitych artystów. Teraz wiem, co było w nich tak odmienne – horror vacui, czyli lęk przed pustą przestrzenią. Monsiel każdy centymetr kartki papieru zapełniał głowami – mniejszymi, większymi, olbrzymimi. Tworzył od czasów szkolnych, ale tragiczne przeżycia wojenne spowodowały rozwój jego twórczości. Może rysowanie stało się ucieczką przed okrutną rzeczywistością? Religijne, narodowe i patriotyczne wpisy na jego rysunkach także były istotne. Zapewne zainspirował go opiekun z czasów dziecięcych, który był głęboko wierzącym, zagorzałym patriotą.
W twórczości innego niesamowitego artysty, Nikifora z Krynicy (1895–1968), poszczególne słowa, urwane zdania również były częścią jego rysunków. Nikifor rysował za paczkę papierosów, za jedzenie. Obrazki, które za to wręczał, może były miłą, ale często niedocenianą pamiątką z uzdrowiska. Mój dziadek i ojciec mieli w swoich zbiorach właśnie takie rysunki, otrzymane od Nikifora za przysłowiową miskę zupy zanim stało się o nim głośno.
Za każdym artystą sztuki naiwnej, intuicyjnej stoi opiekun – propagator
O takiej opiece, a nawet przyjaźni mówi film Mój Nikifor z 2004 r., wyreżyserowany przez Joannę i Krzysztofa Krauzów. To Marian Włosiński, również artysta, zaopiekował się artystycznym samoukiem, poświęcając mu część swojego życia. Bez niego o Nikiforze pamiętałoby się co najwyżej jako o dawnej osobliwości górskiego uzdrowiska. A gdyby nie wnuczka Monsiela, kuzyn z Wrocławia i otwarta na sztukę redakcja Przekroju, Monsielowe rysunki tkwiłyby dalej w kufrze, zamknięte na trzy kłódki.
Miejscem, które udanie promuje dziś sztukę naiwną, "brutalną" (art brut), jest Galeria Gugging na obrzeżach Wiednia. To Centrum Sztuki i Psychoterapii, oaza artystów intuicyjnych. Istnieje od 1981 r. Propaguje arteterapię – metodę pozwalającą łączyć artystów ze społeczeństwem. W 1994 r. odwiedzili ją David Bowie i Brian Eno. Nakręcone tam ujęcia filmowe i dokumentacja fotograficzna z rozmów przeprowadzonych z twórcami posłużyły im jako materiały do artystycznego projektu – albumu Outside wydanego w 1995 r.
Na zakończenie – zwróćcie Państwo raz jeszcze uwagę na fotografię pracy Adama Alwina pokazanej na wystawie w Gliwicach. Zdjęcie nie oddaje całej urody rysunku, który w rzeczywistości prezentuje się dużo lepiej. Chcę jednak, abyście docenili zaangażowanie Twórcy i jego opiekunki artystycznej, Iwony Pilarskiej. Chapeux bas".