W czwartek tuż przed godziną 21.00 Policja otrzymała zgłoszenie o prawdopodobnym samobójcy, stojącym na dachu jednego z 10-piętrowych bloków przy alei Majowej w Gliwicach.
Na miejsce natychmiast ruszył najbliższy wolny patrol, także pozostałe służby. Interwencja zakończyła się dość nieoczekiwanie – w izbie wytrzeźwień. Sprawę wybryku młodego człowieka zbadają teraz funkcjonariusze z I komisariatu.
Policjanci z wydziału sztabu gliwickiej komendy miejskiej byli uprzedzeni o człowieku siedzącym na krawędzi dachu, aby więc nie wprowadzać niepotrzebnego napięcia, kilka ulic wcześniej wyłączyli sygnały radiowozu. Już na miejscu jeden z funkcjonariuszy próbował nawiązać z mężczyzną kontakt słowny, zaś drugi wbiegł do klatki schodowej – okazało się jednak, że wyłaz dachowy był zamknięty.
Mężczyzna wcale nie chciał skoczyć
Podczas rozmowy policjanta z oddalonym od niego o 10 pięter młodzieńcem okazało się, że ten nie zamierza i nie zamierzał skakać, a jego celem było jedynie "pooglądanie widoków". Wyjaśniwszy to, zaczął samodzielnie schodzić w dół po rusztowaniach, jakimi z powodu remontu elewacji otoczony był budynek.
Widok niepewnie trzymającego się mokrych rurek (deszczowy dzień) człowieka mógł wywołać spore emocje u obserwatorów. Na szczęście drugi z policjantów, korzystając z uprzejmości lokatorów mieszkania na 9. piętrze, wszedł na rusztowanie i pomógł młodemu człowiekowi bezpiecznie zejść.
Jak się okazało, sprawca zamieszania był pijany – miał niemal 2 promile alkoholu we krwi. Cały czas utrzymywał, że wszedł po rusztowaniu na dach tylko w celach „rekreacyjnych”. Policjanci wraz z ratownikami medycznymi ustalili, że nie ma podstaw, by przewieźć go do szpitala psychiatrycznego. Pozostało jedynie zabezpieczyć zagrażającego samemu sobie, mocno nietrzeźwego mężczyznę. Na miejsce wezwano jego matkę. Tu jednak pojawił się problem kolejny, gdyż kobieta również była nietrzeźwa. W tej sytuacji zdecydowano, że jedynym wyjściem jest umieszczenie 26-latka w izbie wytrzeźwień.